Próba ognia

poniedziałek, 31 października 2011

Teledysk do "Nevermore"!

Już jest :D
I strasznie się cieszę.



A przy okazji masa podziękowań :) Chciałabym podziękować zespołowi BatstaB nie tylko za kapitalną piosenkę z tekstem pasującym jak ulał do książki, ale również za to, że tak się wkręcili w promowanie książki :) W sobotę, na koncercie, miało miejsce premierowe wykonanie "Nevermore" i wiecie, co? Ludzie śpiewali refren :D Chwytliwy jest, prawda?

Czasem jest tak, że czuje się do kogoś niesamowitą sympatię - tak mam z BatstaB. Bo to nie tylko zespół, to przede wszystkim naprawdę przesympatyczni, ciepli i zakręceni ludzie. Nie da się ich nie lubić.
Dziękuję także Miśkowi za w pełni profesjonalne podejście do teledysku. Tak naprawdę Misiek jest sto razy bardziej profesjonalny ode mnie :D Bardziej skoncentrowany na pracy i poważniejszy...

Dziękuję również blogerom za fantastyczne recenzje książki :) Nie dlatego, że oczekiwałam laurek, ale dlatego, że... Że mimo iż zawsze powtarzam, że recenzować należy szczerze. Jak coś jest, przepraszam za wyrażenie, padaką, to jest padaką i tyle. "Nevermore" padaką nie jest, podoba się - nawet nie wiecie, jak szalenie się z tego cieszę!

"Nevermore" jest ostatnią książką, którą wydamy w tym roku, ale od stycznia wrócimy do gry z nowymi propozycjami :)
Ufff - mam dzisiaj "wolne", ale kicam na wolne: mamy teledysk!

poniedziałek, 24 października 2011

Na jednej nodze!

Jak zwykle ;-)

Ha! Dostałam odpowiedzi od Lesley! Teraz muszę je tylko przetłumaczyć! Kelly Creagh zgodziła się na wywiad! To druga ważna sprawa. Mamy już sporo recenzji "Nevermore" - są megapozytywne, więc bardzo się cieszę!

Wyimki:

Kelly Creagh stworzyła cudowną, namiętną opowieść o słodkiej cheerleaderce i mrocznym gocie. Ich historia głęboko poruszyła moje serce, często wywoływała uśmiech na mojej twarzy, a na sam koniec zmusiła mnie do płaczu. 'Nevermore. Kruk' to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w całym moim życiu. Polecam, polecam i jeszcze raz POLECAM.
Ocena: 'Nevermore' jest zbyt dobrą książką, by dostać ocenę 10/10. Dlatego właśnie nazwałam ją ARCYDZIEŁEM. Jest poza wszelką skalą. Jest po prostu idealna.
Caroline Ratliff, http://books-silence.blogspot.com/

Budzące gorozę wizje i tajemnicze okoliczności śmierci autora, rozgrywki międzyszkolne i prezentacje projektów w wieczór Wigilii Wszystkich Świętych, świadomość destrukcyjnej potęgi ludzkiej wyobraźni, opadające maski ukazujące zupełnie nowe oblicze nas samych i życzenia...te tak dawno wypowiedziane, które spełniają się szczególnie wtedy, gdy już ich nie pragnie, a ponieść trzeba ich konsekwencje. To wszystko i o wiele, wiele więcej na ponad 400 stronach "Nevermore".
Cassin, http://kessieandbooks.blogspot.com/

„Nevermore”, to świetny i nietuzinkowy debiut. Fani Egara Allana Poego będą zachwyceni książką, osoby nie znające jego twórczości z chęcią będą chciały nadrobić zaległość. Miłośnicy paranormal romance będą zadowoleni z wyjątkowości książki. Osoby nie mające wcześniej do czynienia z tym gatunkiem śmiało mogą zacząć swoją przygodę od „Nevermore”. Polecam każdemu, jest to historia, której się nie zapomina. Po przeczytaniu ostatniego słowa, pragnie się więcej.
A, http://books-spirit.blogspot.com/

"Nevermore" zasługuje na najwyższą ocenę: 10/10.
Jane, http://janebox.blog.onet.pl/


Oceniając książkę wystawiam 6/6, bo ta powieść w pełni na to zasługuje. Z czystym sumieniem stwierdzam, że to jedna z najlepszych pozycji tego roku.
Isztar, http://paranormalbooks.pl

:))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
To może bardzo nieprofesjonalne, ale mam dziką radochę!

środa, 19 października 2011

Dzieci Cienie - wywiad z autorką :)

Tak się zajęłam "Nevermore", że na amen zapomniałam o wrzuceniu na bloga wywiadu z Margaret Haddix, który przeprowadziłam jakieś dwa tygodnie temu...
Oto i on. Jedno pytanie poszło do piachu. Widocznie, hmmm, jestem zbyt chwilami "dowcipna" (nie ma nic gorszego niż kiepski dowcip, a w tym się specjalizuję, szlag!)i autorka zareagowała poprawnie... Lekkim oburzeniem ;-) Tak, czy siak, to bardzo ciekawy wywiad, a Haddix jest megazajętą osobą, więc w ogóle super, że zgodziła się odpisać.

No to, że się tak wyrażę, lu!

5 października miała miejsce polska premiera bestsellerowej, sprzedanej w nakładzie ponad pięciu milionów egzemplarzy, serii „Dzieci Cienie” autorstwa amerykańskiej pisarki, Margaret Haddix. Osadzona w totalitarnym świecie przyszłości seria opowiada o losach „trzecich dzieci”, nielegalnych obywateli kraju, którego rząd wprowadził ścisłe prawo populacyjne, zabraniające rodzinom posiadania więcej niż dwojga potomków. W imponującym dorobku autorki znajduje się ponad 30 książek dla dzieci i młodzieży. O kulisach powstania „Dzieci Cieni”, ryzyku pisania o reżimie oraz trendach współczesnej literatury rozmawiamy za pośrednictwem e-maila.


Jaguar: Napisałaś wiele książek, ale specjalizujesz się w literaturze młodzieżowej. Dlaczego zdecydowałaś się pisać dla młodego czytelnika?

Margaret Haddix: Nie planowałam tego z wyprzedzeniem. Wiedziałam, że chcę zostać pisarką, i tak się złożyło, że pomysły na moje pierwsze dwie książki mogły się najlepiej sprawdzić w powieściach dla młodzieży. Patrząc z perspektywy, mogę powiedzieć, że to dobry wybór, ponieważ piszę dla czytelników w tym przedziale wiekowym, w którym sama czytałam najwięcej.

Jaguar: Pisanie dla młodzieży jest łatwiejsze niż pisanie dla dorosłych?

Margaret Haddix: Powiedziałabym, że ma to swoje plusy i minusy. O niektórych sprawach łatwiej byłoby pisać w książce dla dorosłych, ale podoba mi się to, że młodsi czytelnicy są zwykle mniej zblazowani.

Jaguar: Jesienią ukażą się w Polsce dwa pierwsze tomy cyklu „Dzieci Cienie”, ale w dzisiejszych czasach dzieciaki niewiele wiedzą o reżimach totalitarnych.

Margaret Haddix: To bardzo interesujące, że Twoim zdaniem młodsi czytelnicy niewiele wiedzą o reżimach totalitarnych. Kiedy zaczęłam planować cykl „Dzieci Cienie”, opierałam się częściowo na informacjach o współczesnych opresyjnych systemach państwowych – szczególnie związanych z chińską polityką jednego dziecka – a także na materiałach dotyczących dawniejszych reżimów. Czytałam dużo na temat nazizmu podczas II wojny światowej i służb bezpieczeństwa w dawnym Związku Radzieckim i krajach bloku wschodniego. Pod koniec serii, kiedy zastanawiałam się, jak w powieści przedstawić obalenie rządu totalitarnego, czytałam o wydarzeniach z prawdziwej historii, takich jak ruch „Solidarności” w Polsce.
Nie tyle niepokoiło mnie, że współczesne dzieci nie zrozumieją tej książki, ile czułam, że powinny wiedzieć o takich sytuacjach, z jakimi muszą się zmierzyć Luke i Jen. Czasem dzieci wczuwają się w fikcyjne postaci, a potem przeskakują do rozmyślania o historii, ponieważ inaczej wydaje im się, że historia to po prostu coś, co się wydarzyło dawno temu i nie ma żadnego związku z ich życiem.

Jaguar: Twoi bohaterowie walczą o swoją tożsamość w reżimie totalitarnym – skąd przekonanie, że taka tematyka zainteresuje ludzi wychowanych w zupełnie innym świecie?

Margaret Haddix: Wydaje mi się, że większość dzieci może zrozumieć problem poszukiwania własnej drogi i odkrywanie samych siebie na przekór przeciwnościom, mimo że nie dorastały w totalitarnym reżimie. Mogą uważać, że zasady obowiązujące w ich domach lub szkołach, albo nawet niepisane zasady w grupach znajomych, są niesprawiedliwe. Poznanie historii Luke’a może im umożliwić spojrzenie na to wszystko z innej perspektywy – a może nawet dodać im odwagi.

Jaguar: Przyjrzyjmy się Luke’owi – spotkanie z Jen otworzyło mu oczy, nagle uświadomił sobie, że świat jest inny, znacznie bardziej złożony, niż sobie wyobrażał. Czy kiedykolwiek znalazłaś się w podobnej sytuacji?

Margaret Haddix: Nie w tak dramatyczny sposób, ale owszem – wiele razy zdarzyło mi się poznać kogoś, kto prowadził kompletnie inne życie i miał na nie kompletnie inny pomysł niż ja. Pracowałam kiedyś jako dziennikarka w gazecie, a to oznaczało, że często spotykałam ludzi w sytuacji całkowicie różnej od mojej.

Jaguar: W świecie Luke’a nic nie jest proste – ludzie kłamią, przyjaciele mogą się okazać wrogami, a wrogowie stać się przyjaciółmi, pojawia się także śmierć – ponura konsekwencja wcześniejszych wyborów. Nie obawiasz się zabijania swoich bohaterów, a to nie zdarza się często w powieściach młodzieżowych… Dlaczego twoja proza jest tak diabelnie skomplikowana?

Margaret Haddix: Nie wiem, czy to ma być komplement, czy krytyka! Przygody Luke’a są skomplikowane, ponieważ życie jest skomplikowane – starałam się, żeby książka była realistyczna.

Jaguar: Dobrze, w takim razie trudniejsze pytanie: co zainspirowało Cię do stworzenia tak różnorodnych postaci? Czy trudno jest wypełnić książkę bohaterami?

Margaret Haddix: W przypadku „Dzieci cieni” tak naprawdę nie było mi trudno wymyślić różnorodnych bohaterów. Brałam pod uwagę to, że każdy z nich miał różne doświadczenia – i został przez nie różnie ukształtowany.

Jaguar: Czy któryś z bohaterów jest Ci szczególnie bliski? Czujesz się raczej jak Jen, Luke czy na przykład ojciec Jen?

Margaret Haddix: Mam słabość do Jen i Luke’a – z pewnością należą do moich ulubionych postaci.

Jaguar: Zaczęłaś pisać cykl „Dzieci Cienie” w roku 1998. Czy uważasz, że te książki są nadal atrakcyjne dla młodszych czytelników? Czasy się zmieniają, a czytelnicy wraz z nimi.

Margaret Haddix: To prawda, świat jest zupełnie inny, niż był w 1998 roku. Wydaje mi się jednak, że podstawowe problemy, z jakimi zmaga się Luke, to kwestie, nad którymi dzieci zawsze do pewnego stopnia się zastanawiają: Jak nadać sens mojemu życiu? Komu mogę zaufać? Ile jest warte bezpieczeństwo i co (lub kto) jest warte tyle, żeby to bezpieczeństwo ryzykować?

Jaguar: Co myślisz o popularności romansu paranormalnego? Czy uważasz, że ten gatunek wraz ze wszystkimi swoimi symbolami w jakiś sposób definiuje nową generację czytelników? Może tego właśnie potrzebują – udomowionych potworów, prostych odpowiedzi, formy bezpieczeństwa?

Margaret Haddix: Czytałam kilka romansów paranormalnych, których celem wydawał się być całkowity eskapizm – tak jak powiedziałaś, były proste, bezpieczne i przewidywalne. Inne jednak wykorzystują popularne symbole w sposób bardziej alegoryczny i wydaje mi się, że czytelników może do takich książek przyciągać eskapizm, ale ostatecznie skłonią ich one do głębszych przemyśleń.

Jaguar: Wróćmy do samego pisania. Każda Twoja książka jest inna – science-fiction, historical fiction etc. Czy istnieje gatunek, który lubisz szczególnie?

Margaret Haddix: Lubię pisać książki różnych gatunków, wydaje mi się, że gdybym zawsze pisała powieści jednego typu, zaczęłyby się wydawać trochę oklepane. Dlatego zawsze dobrze jest móc coś zmienić.

Jaguar: Istnieje pogląd, że młodzi czytelnicy wolą czytać cykle niż pojedyncze powieści. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?

Margaret Haddix: Wydaje mi się, że czytelnicy rzeczywiście wolą cykle. Można to zrozumieć – jeśli spodobała im się książka, chcą przeczytać następną, możliwie jak najbardziej podobną. Początkowo wolałam pisać pojedyncze powieści, ale zaczęłam doceniać pewne zalety płynące z pisania cyklu. Wspaniale jest móc spędzić więcej czasu z postaciami, które pokochałam.


Jaguar:
W twoim dorobku znajduje się imponująca ilość tytułów. Ile czasu zajmuje Ci napisanie jednej, wliczając przygotowania i planowanie?

Margaret Haddix: Zazwyczaj spędzam nad książką od czterech do sześciu miesięcy, chociaż to oczywiście zależy od tego, ile przygotowań wymaga i jak ma być obszerna. Jeśli doliczyć do tego czas spędzony na luźnym rozważaniu pomysłów mogących stać się zalążkiem powieści, to może być kwestia lat. Zwykle mam kilka pomysłów na nowe książki, ale piszę tylko jedną w danym czasie.

Jaguar: Czy kiedy piszesz, masz ustalony raz na zawsze pomysł, czy też tylko zarys fabuły i postaci? Pytam o to, ponieważ niektórzy autorzy mówili mi, że sami byli zaskoczeni wyborami dokonywanymi przez ich bohaterów. Czy kiedyś zaskoczyła lub przeraziła Cię tworzona historia?

Margaret Haddix: Często jestem zaskoczona tym, co przychodzi mi do głowy podczas pisania i mam wrażenie, że postaci przejmują kontrolę i same decydują, co chciałyby robić.

Jaguar: Przypuszczam, że pisanie książek to dobra, ciekawa i satysfakcjonująca praca. Ale jaka jest Ciemna Strona?

Margaret Haddix: Ciemna Strona jest wtedy, kiedy coś nie pasuje, mam wrażenie, że tłukę głową o ścianę i nic, co próbuję napisać, nie pasuje do książki.

Jaguar: Czy potrafisz wskazać książkę, arcydzieło albo i nie, o której myślisz: „Boże, naprawdę chciałabym być jej autorką?

Margaret Haddix: Oczywiście, istnieje mnóstwo wspaniałych książek, które z przyjemnością nazwałabym swoim własnymi! Chciałabym napisać „Zabić drozda”, ale który amerykański pisarz by tego nie chciał? Wiem jednak, że nie mam zaplecza, doświadczenia ani życia pozwalającego mi na napisanie czegoś takiego, więc nie mam pretensji do losu.

Jaguar: Często powtarza się, że młodzi ludzie nie chcą czytać: Internet, gry, filmy, wszystko wydaje się bardziej atrakcyjne od książki. Jak sobie wyobrażasz przyszłość literatury?

Margaret Haddix: Spróbuję spojrzeć na to pytanie z szerszej perspektywy: przez całe wieki literatura była dostępna dla stosunkowo małej garstki ludzi – tylko tych, którzy mieli pieniądze i wykształcenie pozwalające ją docenić. Obawiam się, że możemy znowu zmierzać w tym kierunku, mam jednak nadzieję, że literatura nadal będzie dostępna dla szerokich rzesz ludzi – i pożądana przez nich.

Jaguar: Wyobraź sobie, że jesteś czarownicą, masz ogromny kocioł, czarnego kota i wszystkie te rzeczy, których potrzebuje prawdziwa czarownica. Rzucasz zaklęcie – „nowy bestseller”. Co wrzuciłabyś do kotła, jakie są idealne składniki idealnej książki?

Margaret Haddix: 1. Wiarygodne postaci, którym czytelnicy będą kibicować.
2. Fabuła, która wciągnie czytelników.
3. Opisy i dialogi, dzięki którym czytelnikom będzie się wydawać, że znaleźli się wewnątrz książki i przeżywają przygody razem z bohaterami.

Jaguar: Twoja najnowsza książka, „The Always War”, zostanie opublikowana w listopadzie. Co będzie następne?

Margaret Haddix: Kolejna książka, zatytułowana „Caught” – piąty tom „Zaginionych w czasie” – jest już napisana i ukaże się w USA w 2012 roku. Później ukaże się kolejna pojedyncza powieść, „Game Changer”, która także jest już ukończona. W tej chwili pracuję nad szóstym tomem „Zaginionych w czasie”, którego roboczy tytuł brzmi „Kept”.

Jaguar: Literatura młodzieżowa rządzi się swoimi prawami. Jeśli coś zdobywa ogromną popularność – pojawiają się setki klonów. Teraz mamy szczyt popularności literatury paranormalnej, poprzednio był „Harry Potter”. Jak myślisz – co będzie następnym wielkim trendem, popularnym wśród milionów?

Margaret Haddix: Słyszałam, że następnym trendem będzie fantastyka dystopijna – czy „Igrzyska śmierci” są u Was tak popularne jak w USA? Słyszałam także, że ktoś wspominał o rosnącej modzie na światy równoległe… Więc może po prostu fantastyka jako taka?

Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska

poniedziałek, 17 października 2011

Making of NEVERMORE music video :)


Obiecana relacja ;-)
Wczoraj nagrywaliśmy zdjęcia do teledysku do piosenki zainspirowanej "Nevermore" (to tak tytułem wstępu, gdyby ktoś nie wiedział :P).
Miejsce akcji: Turowice pod Warszawą, totalnie zadoopie. Zapuszczony do granic rozsądku park i zrujnowana kaplica.
Czas akcji: jak w filmie - od świtu do zmierzchu ;-)
Bardzo ważne: TEMPERATURA - niska. Bardzo niska.

Zacznijmy od tego, że spóźniłam się na plan. Bo robiłam kanapki, a potem nie mogłam znaleźć skórzanego płaszcza, który uparłam się wziąć nie wiem, po jakie licho... Bo mam? No, uparłam się. Więc się spóźniłam. Nie jakoś drastycznie.

Przyjechałam, wszyscy już byli :) Cała kupa (sorry) fantastycznych ludzi plus jeden pies. I kupa sprzętu. Kaplica w Turowicach wygląda tak:


Fajnie wygląda, nie? Jeszcze fajniej po objechaniu Fotoszopem, że się tak wyrażę.


Tu na pierwszym planie mostek. Mostek miał oczywiście dziury i patrzyliśmy na niego krzywo...


Nasi aktorzy :)Sorry, got ma krótkie włosy, ale w peruce wyglądał tak, że prawie posiusiałam się ze śmiechu :D Serio. Naszego gota trzeba było przypudrować, w tej temperaturze wszyscy mieliśmy czerwone nosy. I uszy. Brrrrrr!


Początek pracy. Krzywo, ciężko, zimno. Smark. (wersja ocenzurowana)


A aktorzy biegali w ogóle po drugiej stronie parku, po starym i dziurawym akwedukcie. Kurczę, to była spora odległość... I dziury też spore.


Konkretniej jedna dziura...
- Hej, postaraj się iść szybko, żeby było dynamicznie - ryknął operator z drugiego końca parku. I po chwili dodał: - I postaraj się nie wpaść w tę dziurę :D
Got był pod akweduktem, dziur nie miał, ale zdjęcia też nie... Na dole było niezłe bajoro i bałam się, że zjadę razem z aparatem. Ja bym pewnie przeżyła, aparat nie.


Nie będziemy reklamować Tymbarka ;-)


Kolejne ujęcie pod wezwaniem "ma być dynamicznie" (to w ogóle było hasło dnia). Zwróćcie uwagę na to, co ma na sobie Isobel. Krótki rękaw. Zakolanówki. A zimno było tak, że odmarzały stopy!


Kaplica była bardzo wdzięczna, nie ukrywajmy. I nawet trochę na nią świeciło. Jedną scenę nagrywa się kilkukrotnie, spędziliśmy więc trochę czasu, gapiąc się, jak Varen pruje w jedną, a Isobel w drugą stronę. Bajdełejem, na tym zdjęciu widać sens mojego spóźnienia. Nie wiem, jaki cudem got (który wcale nie jest gotem) wepchnął się w mój płaszczy w rozmiarze Naprawdę-Bardzo-Małe-S, w którym ciężko mi się dopiąć :) Ale się zmieścił. Łał!


Naprawdę było ZIMNO! Na początku nawet fajnie, ale jak tak sobie postaliśmy ze dwie godziny, to mieliśmy serdecznie dosyć.


Na to okno wspiął się got. Niestety, grzałam akurat tyłek w słonecznym prześwicie, więc nie mam malowniczego zdjęcia ze zwisającą męską nogą, musicie mi wybaczyć ;-) Tak naprawdę, nikt nie powinien był tam włazić, bo kaplica była naprawdę, ehem, zapuszczona.


A to kolejne ujęcie na kolejnym mostku :) "Ja bym nie niego nie wlazła" - oznajmiła jedna z obecnych osób. True - wyglądał dość rachitycznie. W przeciwieństwie do imponujących chaszczy poniżej. W chaszcze wlazł operator kamery, co by zrobić ujęcia pod innym kątem.


Fajnie, nie? Kupa krzaków i dzikie stado pustych butelek. Norma.


Zdjęcie całej ekipy dojrzewającej do kolejnych ujęć. Operator i zespół BatstaB. Na drugi ogień miały iść zdjęcia z dymem i... okazało się, że nawala zadymiarka :( Kostiumy sceniczne nie należą do kategorii "ciepłe ciuchy", więc właściwie tylko Kasia, wokalistka, zdecydowała się pozamarzać trochę na potrzeby zdjęć.
A tu Kasia w ciuchach:


Maska była zabójcza :)


Zielona szminka też :)


Zbliżenie na piórka, oczy i wściekły krzyk (niemy, siedzieliśmy na podwórku mieszkających obok parku ludzi, którzy i tak wykazali się cierpliwością w obliczu bandy bardzo dziwnie ubranych i zachowujących się ludzi).

Koniec końców, nie doczekałam się maszyny do dymu. Pojechałam do domu (aha, znowu jestem chora, jak zwykle), ale wiem, że ekipa siedziała jeszcze dłuuuugo.

Sceny z zespołem zostały nagrane we wnętrzu kaplicy (po usunięciu części syfu).


I na koniec strasznie fajna fota zrobiona przez Błażeja :)


Prawda jest taka, że nie mam pojęcia, jak będzie wyglądał ten teledysk :) Gołe zdjęcia nijak nie oddają tego, co zobaczycie w video. Teraz pora na postprodukcję, czyli klecenia w całość rozsypanych, nagrywanych wielokrotnie scenek i muzyki. Cała sprawa trochę potrwa. Generalnie wzięcie udziału w takiej akcji było czymś niesamowicie fajnym i o kilka rzeczy jestem mądrzejsza ;-)

Po pierwsze - jeśli jeszcze kiedyś zachce nam się coś nagrywać, to uprę się przy lecie. Moja rola ograniczyła się do łażenia za ekipą i teoretycznego nadzoru (ja - z Wydawnictwa, ohohohohoho), skostniałam więc upiornie :) Po drugie - trzeba być przygotowanym na bardzo różne wypadki. Gdybyśmy nagrywali 80 km od Wa-wy, a taki był pierwotny plan, byłoby ciężko. Po trzecie - trzeba się wyluzować, z czym mam nieustający problem. Ludzie byli super, pies był super (tak, był pies!), było zabawnie i generalnie wesoło.

Nie traktujcie, proszę, tego teledysku w kategoriach MTV i dzieł robionych w Hollywood za gigantyczne pieniądze ;-) Będzie fajnie, bo ludzie są fajni, gość, który to robi jest fachowcem i mamy mnóstwo zapału.

Wielkie podziękowania dla wspaniałej ekipy :) Więcej klimatycznych zdjęć znajdziecie na fanpage'u BatstaB'a (jest w ulubionych Jaguara), ja mam tylko to, co mam.

Aha, na koniec - mimo wszystko cieszę się, że nikt z czytelników nie przyjechał. Dlaczego? Nie dlatego, żebym żałowała komuś zabawy, ale okazało się, ze w Turowicach jest po prostu niebezpiecznie. Wąwozy i doły, strome zbocza, masa śmieci. Gdyby komukolwiek z Was stała się krzywda, nigdy bym sobie wybaczyła.

wtorek, 11 października 2011

Akcja: NEVERMORE




Kochani,
zbliża się moment, w którym z drukarni przyjadą cyfrowe egzemplarze książki "Nevermore", która ma premierę DOPIERO 9 listopada :)

W związku z tym zbieram ekipę recenzentów, którzy książkę przeczytają i umieszczą recenzję na swoim blogu. Chętnych ładnie proszę o przesyłanie info na mój jaguarowy adres :) Dlaczego proszę o to tutaj? Bo dostaję około 60 mejli dziennie i choć bardzo staram się się spisywać, co kto sobie życzy, jednak część po prostu mi ucieka ;-)

Jestem strasznie ciekawa tych cyfrówek, naprawdę :)
Książek do oddania mam około 20, więc trochę tego jest...

---
Ankieta dawno zakończona, a ja się nie wyrabiam, jak zawsze. Ale forum będzie - mam czasem zapędy nauczycielskie ;-)
Co do teledysku, o szczegółach będziemy gadać jutro, ale wychodzi na to, że część przyszłego weekendu spędzę ganiając po starych cmentarzach, zapuszczonych parkach i opuszczonych dworach. Zdjęcia na pewno będą :)

OGŁOSZENIE

Aaaaaaaaaaaa! Kochani zwycięzcy, podeślijcie mi swoje adresy na adres ze strony głównej Jaguara, bom zarobiona na amen...

sobota, 8 października 2011

Wyniki Głupiego Konkursu :)

Miałyśmy z tym problem. Nielichy. Odpowiedzi nie przyszło zbyt wiele, ale były fantastyczne :) Po burzliwej dyskusji postanowiłyśmy nagrodzić następujące teksty :)

CO SIĘ ZDARZYŁO W JAGUARZE?

- Czy ty wiesz na pewno, co robić? – spytała pewna osoba dziewczynę ze słonecznikami.
- Tak!
- A skąd wzięłaś te słoneczniki? – spytała znowu kobieta o rudych włosach.
- No przecież nie z obrazu van Gogha! – dziewczyna wywróciła oczami. – Dobra, idę już, bo dłużej z wami nie wytrzymam. Spotkamy się na miejscu.
Wszyscy zgodnie przytaknęli. Wymalowana dziewczyna o bardzo krótkiej spódniczce wyszła z ich domu. Skręciła raz, drugi. Tak więc szła, szła.. szła (mówiłem już, że szła?), szła, szła… Lecz po drodze została napadnięta przez jednego z kumpli, który rzucał na ziemię bardzo niepokojący cień.
- Tylko pamiętaj o swojej kwestii, okej? – przypomniał jej, będąc na drzewie.
- Nie ma sprawy. Wbrew waszym opiniom mam mózg.
- Ale w niektórych recenzjach napisali inaczej – uczepił się.
- I co z tego! A w innych mnie wychwalali, senior! – zaprzeczyła i ruszyła dalej.
Przy ulicy Kazimierzowskiej stanęła.
„W którą stronę?” – myślała gorączkowo, ale nie mogła sobie przypomnieć.
- Rzuć mną, a się dowiesz! – krzyknął kolejny stwór.
- Nie! O ile dobrze wiem ty pokazujesz, ile będę żyła!
- A chcesz się dowiedzieć? – zagadnął ją jeszcze raz.
- Nie! – uniosła się i skręciła w odpowiednią stronę.
Po chwili wreszcie dotarła przed budynek. Słoneczniki lekko się przekrzywiły, ale nie obchodziło ją to. Miała dosyć tej długiej drogi. Gdy weszła do budynku, za drzwiami stał chłopak.
- Pomóc ci?
- Odwal się. Dam radę.
W tej chwili słoneczniki się wyprostowały, ale bez niczyjej pomocy. Tak same z siebie.
- Ty, książę, to nie ta bajka.
- No i? Ciebie też wyprostować?
Skrzywiła się i obeszła go, lekko wystraszona. I po co zaangażowała się w to wszystko? Weszła po schodach i na pierwszym piętrze zauważyła wielkiego konia. I to nie dosyć dziwactw – stał w wannie!
- Halo? Może ktoś go weźmie! – zawołała.
W tej chwili przybył inny gościu, z takim kaloryferem na brzuchu, jakiego w życiu nie widziała. Przeleciał nad nią, ledwo się mieszcząc, a za nim pobiegł zwabiony koń. Dziewczyna przeszła przez wannę, ale potem zorientowała się, że straciła słoneczniki.
- Ej! – powiedziała i odebrała je od czerwonego gostka z dzidą.
- Oddaj mi je! – kichnął. – Albo weź je. Nawet przeziębiony, muszę czynić zło, ale jednak moja choroba mi na to nie pozwala!
Szybko go ominęła i weszła na górę. Gdy dotarła przed drzwi, trochę się wystraszyła. Po tych wszystkich wydarzeniach wszystkiego zapomniała.
- Wszystkiego… - zaczęła zjawa.
Dziewczyna obejrzała się. Za nią lewitował duch dziewczyny.
- Ale ty utonęłaś! Co tu robisz?
- Pomagam ci – uśmiechnęła się.
„Och” – pomyślała i chwyciła się za głowę. Upuściła słoneczniki, ale obok niej stała postać z łukiem. Szybko je podniosła i podała dziewczynie.
- Skąd się tu wziąłeś? Nikt za mną nie szedł! – zaprotestowała i wyszarpnęła mu z ręki kwiaty. – Och, nieważne.
Mężczyzna nie odpowiedział, ale w tej chwili zorientowała się, że przybyli wszyscy, tak jak się umówili. Był i chłopak, który wcześniej siedział na drzewie (z książki „Dzieci cienie), Kostka Śmierci (z „Wielkiej Wojny Diabłów”, Caine (z serii „Gone”), kelpie („Oddech Nocy”), a także Aaron („Nefilim”), Halt („Zwiadowcy”, kojarzycie?), Selene (seria „Wojna Czarownic”), Diabeł („Wielka Wojna Diabłów”) oraz topielec (”Pomiędzy”). Poznaliście wszystkich?
Jimena, ta dziewczyna od słoneczników (oczywiście z „Córek Księżyca”) zapukała do drzwi. Uśmiechnęła się, a za nią stali wszyscy bohaterowie książek wydawnictwa Jaguar. Drzwi otworzyła Enty Admin i stała zdziwiona. Założyła ręce na piersi i czekała.
Jimena zaczęła:
- A więc życzymy wam w te szczególne urodziny między innymi więcej takich dziewczyn jak ja.
- Więcej romansów! – krzyknęła Amelia z „Pomiędzy”.
- Zła szerzącego się na świecie! – wepchnął się Diabeł, ale wszyscy spojrzeli na niego krzywo i się ulotnił.
- Strzału w dziesiątkę przy doborze książek – dodał Halt.
- Salud y felicidad! – powiedział Bernardo z “Porta Coeli”, ale nikt go nie zrozumiał.
Enty Admin przyglądała się wszystkiemu, ale nic z tego nie rozumiała.
- Po pierwsze – to ja noszę jarmilki – zwróciła uwagę Jimenie. - A po drugie – westchnęła. – Kto wam powiedział, że Jaguar obchodzi urodziny?
Wszyscy spojrzeli na Jimenę. Ta, zmieszana, odpowiedziała:
- Erak przekazał mi wieść, którą usłyszał od Isabel, która zaś dowiedziała się tego od Septimusa.
- A ten skąd? – spytała Enty Admin.
- Eeeee.... spytaj Septimusa. – odpowiedziała grzecznie Jimena.
Septimus wyszedł sprzed szeregu. Był czerwony na twarzy, ale wydawał sie opanowany.
- No, bo pani tak powiedziała na naradzie wojennej, która skierowana była przeciw wrogim wydawnictwom.
Enty Admin nie mogła tego znieść.
- Po pierwsze narada wojenna to taka nasza nazwa na spotkania, podczas kórych omawiamy założenia wydawnictwa, a żadnej wojny nie rozpoczęliśmy.
Dał się usłyszeć jęk zawodu wśród zebranych postaci. Niektórzy musieli odłożyć zgromadzone pistolety i miecze.
- A – kontynuowała Enty Admin - nie mówiłam o urodzinach, ale o przenosinach! Biuro nam zmienili, bo się rozrastamy!
- Aaaaaaa! - Teraz każdy już załapał, o co chodzi.
- Si! I wszystko jasne! Ale kwiatki możesz wziąć – Jimena wręczyła je Entemu. - Kochani! Wynosimy się! – krzyknęła i wszyscy, włącznie z kelpie i topielcem wynieśli się stąd. Warto dodać, że Aaron rozbił jedno okno, bo miał pilną potrzebę skorzystania z WC, a Diabeł pokusił się o wypisanie sprośnego tekstu grafitti na ścianie, głoszącego “Serena się zsikała”. Drake zaczął torturować przechodnia na ulicy, ale powstrzymał go Łowca Czarownic mocnym ciosem w głowę.
Wracają jednak przed drzwi...
- Ufff... z kim musimy pracować – powiedziała Enty i już chciała zamknąć drzwi, gdy usłyszała stukanie. Rozejrzała się, po czym spojrzała w dół.
- Rzuć mną! – usłyszała, po czym natychmiast zamknęła drzwi.

Marek


UNNAMED

Godzina 14.10. Na Starym Mokotowie, który podobno jest dzielnicą Warszawy - małego nieznanego szerszemu widzowi miasteczka, doszło do niepokojących wydarzeń. Tajemniczy osobnik, płci niezdefiniowanej, przemierza przez miasto siejąc grozę. Prawdopodobnie jest to kobieta, lecz równie prawdopodobnie może to być mężczyzna. Amerykańscy naukowcy nie przeprowadzili jeszcze stosownych badań.
Na ulicy nie widzimy nikogo poza nim, nawet czarne koty zeszły mu z drogi. Niewątpliwie świadczy to o złej aurze bijącej od słoneczników. Czy jednak na pewno są to słoneczniki? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi jeszcze tak długo, jak długo zamknięte są akta radzieckiego KGB. Niewprawiony obserwator może jednak opierać się, że są to zwykłe słoneczniki. Skąd przyszły? Dokąd zmierzają? Co zamierzają zrobić po objęciu władzy? Cogito ergo sum? W 47- minutowym wywiadzie, który przeprowadził z nimi nasz reporter, nie pada oni jedno słowo. Ta zagadkowa odpowiedź nasuwa kolejne pytania.
Kolejną rzeczą na która należy zwrócić szczególną uwagę, są jarmilki. Choć wyglądają szczególnie i wyjątkowo, wcale takie nie są. Ich celem jest odwrócenie naszej uwagi od prawdziwego zagrożenia. Biało – czerwona kostka brukowa na którą rzucany jest cień tajemniczego osobnika, jest metaforą zagrożenia naszego kraju, przez obcego najeźdźcę . Jarmilki mają jedynie uśpić naszą czujność, gdy szósta kolumna, już czai się u naszych bram na granicy polsko – portugalskiej.
Godzina 14.11. Wydawnictwo Jaguar. Wejście do budynku jest kolejną metaforą, opisaną w wersetach Nostradamusa. Niestety nie wiemy jeszcze w których. Choć wydawać by się mogło, iż postać zmierza wprost do wydawnictwa, jesteśmy w stanie zauważyć liczne gaśnice. Nie znalazły się tutaj przypadkowo. Ktoś je tam zostawił, ale czy aby na pewno? Zdają się być one jedynie wytworem naszej wyobraźni. Każdy kto oglądał Matrixa, wie o czym mówię.
W 1:25 min tego wstrząsającego filmu widzimy tabliczkę jaguara. Nasi specjaliści od obróbki komputerowej potwierdzają, iż jest to zręczny fotomontaż. Tak naprawdę, postać przed drzwiami jest za drzwiami. Co więc zrobi jaguar? Czy rzuci się na ofiarę? To pozostawiam Państwa wyobraźni.
Cóż wydarzyło się za tymi drzwiami? Jak długo rząd będzie ukrywał przed nami prawdę? Gdzie podział się Żwirek i Muchomorek? Jedynym świadkiem tego wydarzenia jest mumia faraona Tutenchamona , która zwija się po każdej udzielonej przez nas odpowiedzi. Potwierdziła, iż doszło do afery korupcyjnej, zwanej dalej aferą Słonecznikową, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. To jedyne co możemy Państwu powiedzieć, gdyż każdy kto dowie się więcej, zostanie zmumifikowany.

Wieczorem Mortimer obudził się ze swojego snu. W końcu musiał to być sen, no bo jak konkurs może trwać do 31 września, skoro ten ma jedynie 30 dni? Kontemplując swój sen, ruszył zbierać żniwo.

Marcin

Tajemniczy gość w jarmilkach

Drzwi biura otwarły się z hukiem. Zdumieni pracownicy zobaczyli w nich wielki bukiet słoneczników i nogi w jarmilkach. Z bukietu wynurzyła się ręka trzymająca pistolet.
- Nie ruszać się! – krzyknął ktoś zmodulowanym głosem, tak że nie wiadomo było do kogo należy. – Ręce do góry, bo będę strzelać! – wyrażenie w bezokoliczniku znowu uniemożliwiło identyfikację osobnika, który mógł być zarówno kobietą jak i mężczyzną.
Zmotywowani niecierpliwym machnięciem ręki trzymającej pistolet pracownicy, zastygli w bezruchu, wyciągając wysoko do góry ręce. Tłumacz, próbujący nie odrywać się od pracy na przerwę obiadową, ściskał teraz w zębach ledwo napoczętą kanapkę i nerwowo podnosił wzrok na swoje dłonie sterczące wysoko górze i w żaden sposób nie mogące mu pomóc się jej pozbyć. W dodatku wnętrze posiłku, na który składała się szynka i pomidor, nieubłaganie próbowało wydostać się na wolność. Pozostałe osoby, czyli dwie panie, zachowały się w całkiem podobny, acz różny w tłumaczeniu sposób. Pierwsza z nich, pisnęła cienko i okręciła się na fotelu, z radością witając odmianę w codziennej monotonii. Druga wydała z siebie podobny pisk lecz zastygła dużo bardziej niż powinna i nawet wstrzymała oddech, z przerażeniem przypominając sobie różne wybryki terrorystów, o których słyszała w wiadomościach. Z niesmakiem pomyślała, że nie mówili tam nic o jarmilkach i twarzy zasłoniętej słonecznikami.
- Można wiedzieć, czemu zawdzięczamy wizytę? – zapytała pierwsza z pań, posyłając w stronę słoneczników firmowy uśmiech.
- To chyba oczywiste. Macie jakieś ostatnie życzenia? – odpowiedział surowo głos zza zasłony z żółtych płatków.
- Ale… tak nie można! – oburzyła się druga pani. – Jesteś terrorystą? Czemu nosisz jarmilki!? – powoli zaczynała popadać w histerię.
- Nie, nie terrorystą. – zaśmiał się dziwny osobnik. – Ujął bym to raczej mianem psychopaty. – dodał.
Pierwsza z pań podskoczyła na swoim fotelu uśmiechając się jeszcze szerzej, a druga zbladła i wytrzeszczyła oczy.
- Nikt nie mówił, że nie wolno chodzić w jarmilkach. – mruknął gość i podniósł czubek jednego z butów, zapewne przyglądając mu się krytycznie z zza zasłony. – A co, może nie pasują? – zapytał groźnie.
Cała trójka zapewniła go zgodnie, że bardzo dobrze wyglądają. Tłumacz nie wyrażał się w słowach, lecz wydawał aprobujące pomruki, próbując uratować wnętrze kanapki podnosząc głowę do góry.
- Dość gadania. – uciął samozwańczy psychopata. – Czas się pożegnać.
Druga z pań przeszła ze stanu histerii do odrętwienia, tłumacz nie odzywał się, myśląc jak głupio będą wyglądać jego zwłoki z kanapką w zębach, natomiast pani numer jeden była zdecydowana przeciągnąć rozmowę.
- Dlaczego akurat my mamy stać się Twoimi ofiarami? – zapytała. W wielu filmach jakie oglądała, psychopaci mieli zwykle jakieś chore uzasadnienie swoich czynów. Ciekawa była je poznać.
- Bo nikt inny się do tego nie nadawał. – padła odpowiedź.
- Czym my się wyróżniamy? – drążyła.
- Podobno są wśród was osoby z poczuciem humoru. Takie o wiele ciekawiej zabijać niż innych. Zawsze powiedzą coś nietypowego w ostatniej sekundzie życia, no i nie błagają o litość.
- Błagam! – krzyknęła druga pani otrząsając się z odrętwienia.
- Mhmy. – zawtórował jej tłumacz.
- Te kwiatki to na nasz pogrzeb? – spytała pierwsza z pań ignorując krzyki pozostałej dwójki.
- Zgadła pani!
- Proszę nie! – wrzasnęła rozdzierająco druga dama.
- Ciszej. – syknął nieproszony gość.
Wszyscy pracownicy nabrali wody w usta, rzucając sobie ukradkowe spojrzenia.
- Dobrze. Kto na pierwszy ogień?
- Nie… - stęknęła druga dama.
- Mhymmy… - mruknął tłumacz.
- Ja chcę! – krzyknęła radośnie pierwsza pani.
Trzy rzeczy wydarzyły się jednocześnie. Zawartość kanapki tłumacza, nie mogąc się dużej oprzeć sile przyciągania ziemskiego, wypadła z plaśnięciem na podłogę, pani numer dwa opadła bezwładnie na oparcie krzesła, a psychopata nacisnął spust. Rozległ się suchy trzask, a pani która nie zemdlała podbiegła do nieprzytomnej koleżanki.
- O rany… Nie myślałam, że aż tak się przerazi. – powiedziała.
- Jak to? Czemu magazynek był pusty? – dopytywał się tłumacz, opuściwszy ręce i z ulgą odłożywszy kanapkę na biurko. – Szkoda tej szynki i pomidora… - mruknął wbijając wzrok w walające się po podłodze jedzenie.
- Oddycha? – spytał niepewnie cichy głosik.
Z pod słoneczników zwisających w opuszczonej ręce, wyłoniła się dziewczęca twarzyczka z zażenowaniem przyglądając się zemdlonej damie.
Tłumacz zakrztusił się popijaną dla uspokojenia nerwów wodą.
- Co tu się dzieje u licha?! – wrzasnął.
Zemdlona pani, poklepywana po twarzy przez koleżankę i oblana zabraną tłumaczowi wodą, westchnęła i otworzyła oczy.
- Co to za dziewczyna? – spytała. – Gdzie ten psychopata?
- Też chcielibyśmy wiedzieć. – tłumacz spojrzał z byka na gościa.
- To nie był prawdziwy pistolet. – wtrąciła pierwsza pani szeroko uśmiechnięta. – Mój syn kupił sobie taki na odpuście. To plastikowa zabawka. Zorientowałam się, ale byłam ciekawa o co chodzi więc nic nie mówiłam…
- Zawału prawie dostałam! – krzyknęła druga pracowniczka.
- Bardzo przepraszam. – wtrąciła dziewczyna. – Już tłumaczę.
Trzy pary oczu przyszpiliły ją wzrokiem.
- To tak. Mam takie wielki marzenie, żeby ktoś przeczytał moją książkę. Żaden z wydawców jednak nie chciał jej nawet zacząć na próbę. Pomyślałam, że wydawnictwo Jaguar to moja ostatnia nadzieja i że zainteresuję was bardziej jeśli zwrócę na siebie uwagę. Nie przewidziałam aż tak silnej reakcji na moje przedstawienie. – uśmiechnęła się przepraszająco. – Chyba już pójdę. – bąknęła i odwróciła się ku wyjściu.
- Poczekaj! – zatrzymały ją obie panie.
- Właśnie. Po tym wszystkim nie masz wyjścia, tylko musisz nam pokazać swoją pracę. – powiedział tłumacz.
Dziewczynie zabłysły oczy.
- Naprawdę?
Widząc potakujące skinięcia zdjęła z ramion plecak i wyciągnęła z niego segregator. Z niedowierzającym uśmiechem wręczyła go pierwszej z pań.
- Łał… - stęknęła kobieta, udając że ugina się pod jego ciężarem. – Już się nie mogę doczekać lektury. – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę do dziewczyny. – Do końca tygodnia powinnam się z tym uporać. Przyjdź w poniedziałek, dobrze?
- Ej! A my? – spytał z pretensją tłumacz.
- Jeśli praca tej młodej osoby będzie tak dobra, jak przedstawienie które dała, to wszyscy doskonale zapoznamy się z jej treścią.
- Dziękuję i naprawdę bardzo przepraszam, że to tak makabrycznie wyszło. – powiedział dziewczyna.
- Jeszcze jedno. – zatrzymał ją ponownie tłumacz. – Bądź tak dobra i kup mi w sklepiku na rogu parę plasterków szynki. Po tym wszystkim zgłodniałem, a głupio jeść kromkę na sucho…
- Jeszcze drugie. – dodała do niedawna zemdlona pani. – Co z tymi słonecznikami?
- Jeśli się pani podobają, to niech wniosą dużo słońca do tego biura. – odparła dziewczyna.
- Skąd masz te słoneczniki? – spytała pierwsza pani.
Dziewczyna uśmiechnęła się upiornie.
- Zabrałam z cmentarza. – powiedział grobowym głosem. Znikając w drzwiach odwróciła się i mrugnęła okiem do pracowników. Druga pani niepewnie trzymała bukiet.
- Yyyy… To co z tym zrobić?
- To się nazywa grobowe poczucie humoru. – powiedział tłumacz i zachichotał.
- Daj je. – powiedziała jej koleżanka.
Wspięła się na krzesło i włożyła słoneczniki do wazonu stojącego na szafce.
- Praca nigdy nie będzie nudna, kiedy będziemy na nie patrzeć. – powiedziała, z uśmiechem patrząc na kilka sztucznych słońc z brązowymi środkami.



Magdalena

STAY AWARE! Z autorami skontaktuję się na pocz. tygodnia :) A ponieważ inne zgłoszenia również były super, je również wkleję :)

czwartek, 6 października 2011

Pułapka nadmiernego entuzjazmu

Przez chwilę nieco poważniej (choć pod oknem właśnie przejechał samochód zachwalający przez megafon bliżej niesprecyzowanego kandydata "dla Warszawy", no sorry, rżę) - zastanawiam się ostatnio nad pułapkami nadmiernego entuzjazmu. I brakiem dystansu.

Nie mam należytego dystansu do "Nevermore". Przeglądałam ostatnio (kiedy szukałam tekstów na okładkę) rozmaite wycinki prasowe na temat tej książki i rzuciło mi się w oczy stwierdzenie, że młodszym czytelnikom może się nie podobać. Och, kurczę, pomyślałam - może będzie tak, że to, co dla mnie stanowi o uroku książki, dla czytelników okaże się wadą? Długość, rozbudowany opis międzyludzkich relacji, złośliwe dowcipy w dialogach, wreszcie naprawdę niespecjalnie wielka ilość paranormalności przez pierwsze 2/3 książki. Ktoś napisał, że "Nevermore" mogłoby być o połowę krótsze. Nie, nie miałam takiego wrażenia, gdy czytałam powieść Creagh, już bardziej przeszkadzają mi w lekturze rozmaite koślawe (sorry!) porównania pokroju "jego oczy były jak ciemna bezgwiezdna noc", czy "jakby pokryte lukrem anielskie skrzydła". Długie jest ok, tylko, kurczę, nie wiem, czy dla wszystkich... Pocieszam się myślą, że polscy czytelnicy przywykli do pozycji nieco dłuższych niż 250 stron. To zabawne, ale wiele anglojęzycznych książek z gatunku YA (Young Adults)nie przekracza 300 stron. 320 to święto lasu. GONE jest opasłe. Dla mnie to po prostu mało.

Jasne, część książek wydawcy niejako "zamawiają", a autor, celem wcelowania w gusta czytelników, musi się zmieścić w jakiejś tam, z góry określonej, ilości słów. Kiedyś naiwnie sądziłam, że pomysł autora i tekst to świętość. A gucio, moi drodzy. redaktor zerknie i powie - trzeba dopisać ze dwa rozdziały albo: skrócić o 80 stron. O.

Wracając do entuzjazmu - mam go wobec "Nevermore" mnóstwo i z drżeniem serca (bez przesady, przed chwilą przejechał kolejny wyborczy samochód, tym razem emitujący jakąś porażającą muzę z gatunku biesiadnych) czekam na pierwsze recenzje książki. Bo co, jeśli okaże się, że nikomu nie leży? Że nudzi, nikt nie lubi głównego bohatera, bo ma kolczyk w wardze i farbuje włosy na czarno (a wiecie, Varen farbuje, taki spojler, on nie jest mroczny z urodzenia ;-)) i w ogóle nie jest taki... sparkling, że sobie rzucę z angielska. Namówiłam do patronowania "Nevermore" wiele portali, mam szczerą nadzieję, że nie wyjdzie na to, że mam po prostu fatalny gust i usiłuję wmówić ludziom, że "Słowacki wielkim poetą był".

Ech, okaże się, prawda? Czytelnicy weryfikują plany wydawców, czegokolwiek ci nie robiliby, żeby kogoś przekonać do lektury :) Akurat "Nevermore" to książka, na której wydanie uparłam się sama (bo zazwyczaj takie rzeczy zostawiam mądrzejszym ode mnie ;-)), mam nadzieję, że zaskoczy :)

środa, 5 października 2011

Oda :)

A oto i obiecana Oda, którą miałam wrzucić wczoraj, ale wczoraj mój Internet ledwie zipał ;-)
Dzięki, dziewczyny!

Jaguarze, Jaguarze
Kocham w książkach Twych wojaże
A szczególnie już w „Zwiadowcach”
Bo tam nie ma nic o owcach
Halt jest boski, Gilan słodki
Niczym małe śpiące kotki
Na samą myśl o Arkarianie
Mdleją wszystkie piękne panie
Szafir włosów, fiolet oczu
Szkoda, że jest na uboczu
Sonny, Kelley, w tle z Szekspirem
(I nikt nie jest tam wampirem!)
Schuyler, Jack, z błękitną krwią
Zawładnęli całą mną
Oni są już wampirami
Posługują się też kłami
„Złodziej magii” serca skadnie
Na półce wygląda ładnie
„Klika...” zazdrość wzbudzi w nas
I nie ma tam żadnych innych ras!
Filip z Lucyferem także
Lubią Piekło, są w nim wszkaże
„Upadli” i Aaron sprawią
Że anioły będą naszą marą
Stracharz? Tak, wygląda źle.
Ale od razu zakochałam w nim się!
Książka duża jest czy mała...
Zawsze będę ją kochała!
W Jaguarze wszystkie są
I żeby kupić je chcą!

Tekst: Nadeine & Suzan Dragon


---
A poza tym dzisiaj mamy pierwsze spotkanie w sprawie teledysku do "Nevermore" :) Szalenie jestem ciekawa, co z tego wyniknie :> W życiu nie brałam udziału w wymyślaniu taledysku, w nagrywaniu teledysku, w ogóle z niczym, co ma jakikolwiek związek z muzyką :D

wtorek, 4 października 2011

Dzieci Cienie




Dzisiaj mamy dzień premiery pierwszego tomu serii "Dzieci Cienie" Margaret Peterson Haddix. Mało (zbyt mało) pisałam na blogu o tej książce, może dlatego, że tak się złożyło, iż nie ja się nią zajmuje. Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest dobra i zdecydowanie zasługuje na uwagę.

Na wydanie "Dzieci Cieni" zdecydowałyśmy się po Targach Książki w Bolonii. Długo zastanawiałyśmy się, w jaki sposób wydać coś, co liczy sobie siedem cienkich tomów. W końcu zdecydowałyśmy, że będziemy wydawać po dwa tomiki w jednym woluminie, co obniży cenę i nie odstraszy przyzwyczajonego do grubszych pozycji czytelnika :) Et voila. Książka jest w Empikach.

"Dzieci Cienie" to nasze drugie spotkanie z dystopią, a właściwie czymś dystopii pokrewnym. Pierwsza była seria GONE :) Akcja "Dzieci Cieni" rozgrywa się w przyszłości, w fikcyjnym totalitarnym społeczeństwie. Nakazem prawa rodziny, rzekomo z powodu wyczerpujących się zasobów żywności, mają prawo do posiadania jedynie dwojga dzieci. Trzecie dzieci, te nielegalne, są bezwzględnie ścigane. Zarówno im, jak ich najbliższym, grozi śmierć. W "Dzieciach Cieniach" nie znajdziecie paranormalnych mocy, mutantów i dziwnych genetycznych eksperymentów. I dobrze. Bo prawdziwą siłą tej książki są znakomicie opisane stosunki międzyludzkie. Może brzmi to trochę nudnawo, ale wierzcie mi - powieści Haddix wbijają w fotel. Jeśli myślicie, że autorzy książek dla młodzieży wzbraniają się przed zabijaniem swoich bohaterów, pora zweryfikować przekonania. Akcja wywołuje reakcję, raz podjęta decyzja jest brzemienna w konsekwencje. Chcesz walczyć z zastaną rzeczywistością? Jesteś saperem? Jeden błąd i wypadasz...

Dosyć gadania :)
Poniżej pierwsza recenzja książki zaczerpnięta z portalu Nastek.pl. Jej autorką jest Vicky.

Więzienie. Na zawsze. Przez całe życie. Czy wyobrażaliście sobie kiedyś jakby to było, nigdy, przenigdy nie mieć możliwości opuszczenia własnego domu? Zostać zamkniętym w czterech ścianach i nie móc wyjść? Czy lepsze to, czy może śmierć, która niechybnie czeka nas na zewnątrz? Powieść Margaret Peterson Haddix obrazuje życie „nielegalnych” dzieci. Takich, które nigdy nie powinny się urodzić. Bohaterowie serii książek „Dzieci Cienie” nie mają prawa istnieć...



W totalitarnym państwie, gdzie zwyczajni obywatele nie mają wolnego głosu, istnieje okrutne i surowe prawo. Dzięki propagandzie rządu ciężarne kobiety traktowane są jak najgorsi przestępcy. Nie wolno im opuszczać własnych domów czy gospodarstw. Rodzenie dzieci i zwiększanie ludzkiej populacji jest złe i potępiane. Przez trzy lata na świecie panowała susza, nie było plonów, a ludzie głodowali. Już dawno zakazano trzymania w gospodarstwach bezużytecznych zwierząt domowych, jak psy i koty. Teraz wszedł także zakaz posiadania więcej niż dwójki dzieci. Trzecie dziecko w rodzinie nie zasługuje na to, by żyć. Jedyna możliwość przetrwania, to wieczne pozostanie w ukryciu. Bogaci ludzie – zwani notablami – z rządowego zakazu uczynili dla siebie pewien rodzaj gry. Płacą niesamowite sumy lekarzom, tylko po to, żeby umożliwili kobietom zajście w ciążę z trzecim, surowo zabronionym dzieckiem. Posiadanie takiego nielegalnego potomstwa jest uznawane za rzecz ekskluzywną i modną. Dzięki łapówkom i stanowiskom rządowym ukrywanie dzieci cieni uchodzi notablom na sucho. Co jednak, kiedy trzecie dziecko urodzi się przypadkiem? Na przykład w biednej, farmerskiej rodzinie? Co stanie się wtedy?

Główny bohater, Luke to trzeci syn państwa Garner, ubogiego małżeństwa prowadzącego wiejskie gospodarstwo. Nieświadomy chłopiec żyje sobie beztrosko w wiejskiej chacie, z daleka od ludzi, wiedząc jedynie, że musi się ukrywać.
Jego dzieciństwo jest przyjemne, do czasu, kiedy rząd postanowia wyciąć sąsiadujący z farmą las, a na jego miejscu wybudować domy dla swoich urzędników. Wtedy wszystko, co do tej pory znał chłopiec, zmienia się diametralnie. Zostaje on odizolowany od świata zewnętrznego i staje się więźniem we własnym domu. Gdyby ktoś go zobaczył, czekałaby go śmierć, a na to kochający rodzice zwyczajnie nie mogli pozwolić. Cała egzystencja Luka staje się smutna i szara. Chłopiec popada w depresję, nie radzi sobie z zamknięciem w czterech ścianach i samotnością. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy zauważa w oknie sąsiedniego domu jakiś cień, osobę, której wcale nie powinno tam być...

Lubię książki jednocześnie wesołe i smutne. Takie, przy których można śmiać się i płakać. „Dzieci Cienie” do takich właśnie powieści należą. Lekki humor i dziecięce przekomarzania przeplatają się tutaj z widmem okrucieństwa i śmierci. Mimo młodego wieku, „cienie” są pełne odwagi oraz nadziei. Chcą walczyć o własną wolność i prawo do istnienia. Główny bohater, Luke, nie jest jednak przekonany czy pokojowa demonstracja, to najlepsze rozwiązanie. Antyutopijny rząd nie waha się przed użyciem siły i sprawianiem, by dla dobra ustroju, ludziom żyło się jak najgorzej.

Książka, mimo, że lekka i miła w czytaniu, do płytkich nie należny. Czytelników zmusza do intensywnego myślenia i zastanawiania się nad tym, co w naszym własnym państwie można by zmienić. Patrząc na powieść od strony technicznej, uważam, że zarówno pani Małgorzata Kaczarowska bardzo dobrze sprawdziła się w roli tłumacza pierwszej części serii „Dzieci Cieni” – „Wśród Ukrytych”, jak i wydawnictwo Jaguar niemal wzorowo poradziło sobie z korektą i doborem mrocznej, tajemniczej okładki. Piszę niemal, ponieważ czytając natknęłam się tylko na jeden, rażący w oczy błąd...

Podsumowując, książkę szczerze polecam. Nie tylko ludziom młodym (lektura dla dzieci to zdecydowanie nie jest!), ale także tym starszym, którzy pamiętają podobne do opisanych w powieści czasy z własnego doświadczenia. „Dzieci Cienie” są dobrą opowieścią dla wszystkich tych, którzy lubią myśleć nad tym, co czytają. Uprzedzam, że książka na pewno, w każdym czytelniku, zostawi po sobie niezatarty ślad.

"Mrok" nadchodzi :)

A ktoś mnie prosił o bannery ;-) Po paru godzinach nad okładką mam dość histeryczny nastrój i trzymają się mnie głuuuuupie dowcipy. To proszę :)









Umieram z ciekawości, jak wygląda na żywo okładka :) Zawsze wychodzą jakieś cyrki z kolorami...

Jeszcze dwie sprawy: jutro umieszczę tutaj odę autorstwa jednej z czytelniczek. Oda zdecydowanie zasługuje na odrębny post :)

Druga sprawa: Jako iż mordowałam tak trochę okładkę do "Nevermore", podzielę się tym, jak w wersji roboczej wygląda, to znaczy nie tylko frontem, ale również tyłem. Książka będzie miała około 460 stron, a nie 500 z kawałkiem, jak w oryginale. Powód jest prosty - wydamy ją w formacie A5, a więc trochę większym niż zazwyczaj, a druk będzie mniejszy niż to się ostatnio przyjęło ;-)



Z dialogów na cztery nogi za pośrednictwem GG:
Ja: Kurczę, myślałabyś, że tak trudno znaleźć zdjęcie NORMALNEGO FACETA?
M: A wyobraź sobie, facetów zawsze deficyt.
Ja: Zaraz mnie coś...
M: Znajdź samą kurtkę i głowę oddzielnie.
Ja: Dobry pomysł, potem doczepię mu nogi!

Stanęło na tym, że zdjęć nie było, bo większość skórzanych kurtek ma, wystawcie sobie, ściągacze. Ściągacze mnie dobiły :)

Ach, niebawem rozwiązanie Głupiego Konkursu. Przyznam, że aż boję się pokazać niektóre teksty moim szefowym. Ja naprawdę nie próbuję się ich pozbyć ;-) Bardzo się lubimy :D

poniedziałek, 3 października 2011

Miniwywiad z Marianne Curley i kilka drobiazgów :)

A oto i obiecany wywiad z Marianne Curley, autorką "Strażników Veridianu". Autorem i tłumaczem jest Matt, a oryginał znajdziecie tutaj:) Dzięki wielkie!

1.Twoja pierwsza książka "Straż" była niesamowita! Dziennikarze chwalili ją, ale niewielu z nich skrytykowało tą powieść. Przejmujesz się tym?
Każdy ma swoje zdanie i uważam, że to wolny świat. Obraźliwe jest natomiast umieszczanie spoilerów. To jest nieprofesjonalne i rujnuje czytanie innym. W przeciwnym razie wszyscy mieliby wolność pisania i wierzyli, że to co czują jest prawdziwym punktem patrzenia na świat.

2.Piszesz jako Ethan i Isabel. Wolisz pisać jako kobieta czy mężczyzna?
Jest mi dobrze pisać z perspektywy obu płci i nie mam ulubionej. Nie widzę problemu z wślizgiwaniem się do ich umysłu. Najciężej pisze się jako Lorian, który nie jest ani kobietą ani mężczyzną.

3.Jak będzie nazywać się trzecia część trylogii? Dlaczego tak?
Trzecia część "Strażników Veridianu" nazywa się KLUCZ. Powód, nadania takiego tytułu, stanie się oczywisty po akcji, która rozwija się w części drugiej.

4.Byłaś kiedyś w Polsce? Może nas odwiedzisz?
Nigdy nie byłam w Polsce, ale bardzo chciałabym was odwiedzić. Mam nadzieję, że uda się to lada dzień.

5.Polski tłumacz przetłumaczył tytuł pierwszej część jako "Strażnicy Veridianu". Czy uważasz, że to lepsza nazwa aniżeli "Strażnicy Czasu"?
Dzięki, że powiedziałeś mi to. Nie wiedziałam. Podoba mi się to i pasuje do historii bardzo dobrze. Nie mam kontroli nad międzynarodowym tłumaczeniem i czasami jestem zaskoczona zmianami w tytule, ale wierzę, że oni wiedzą, co jest najlepsze dla danego kraju. Po raz pierwszy spotykam się, aby w tytule użyto nazwy "Veridian". Myślę, że jest tak dobry jak oryginalny.


6.Dzięki wielkie za wywiad ;-)
Dzięki. Będzie mi bardzo miło, jeżeli znajdzie się okazja do "porozmawiania" z polskimi czytelnikami.


----
A skoro autorka nie ma nic przeciwko pogadance z polskimi czytelnikami (spróbowała by mieć, ha!), to może zrobimy odczytelniczy wywiad z panią Curley? Ten z Lesley został już przeze mnie wysłany ;-) Ale "Strażnicy Veridianu" są na rynku dużo dłużej i może macie jakieś z dawien dawna upragnione pytania?

Hmmm, poza tym rzuciło mi się w oczy, że wielu Zachodnich czytelników organizuje blogowe wywiady na własną rękę :) Bardzo fajna inicjatywa, oczywiście oni mają łatwiej, są anglojęzyczni. Ale zdziwilibyście się, jak szalenie chętnie pisarze odpisują młodym czytelnikom :)

Tak przy okazji, wiem, że premiera "Mroku" nieznośnie się opóźnia :( Dostałam informację, że książka jutro przyjedzie z drukarni, tak więc pojutrze powinna już być dostępna.

Lordowie Chaosu

Grałam kiedyś w Warhammera (ktoś zna?), czyli w RPG. I tam byli Lordowie Chaosu. I różne inne stworzenia Chaosu, czyli archetypowi źli. Większość miała macki. Z żalem stwierdzam, że sama jestem takim Lordem, bo chaos mam we wszystkim. Obecnie również w mózgu. Przeziębienie - runda druga. Aha, macek nie mam.

Ad rem: mam na tapecie wywiad z Lesley Livingston, przyjmę z podziękowaniem informację o tym, co Was interesuje w kwestii tej autorki :) Uwielbiam rozmawiać z pisarzami, staram się z każdym ;-) Ale... Ale w jednej kwestii wyprzedził mnie jeden z czytelników, który pokusił się o zadanie kilku pytań autorce "Strażników Veridianu", Marianne Curley. Później wrzucę miniwywiad, a na razie udam się walczyć z zapchanymi katarem zwojami w mózgu.