Próba ognia

środa, 24 kwietnia 2013

Atak klonów

Atakują klony, będą nas miliony... Nie bierzcie tego do siebie, przedstawicielki płci pięknej, ale przeżywam wciąż i wciąż dzisiejszą podróż Metrem. Bo zaatakowały mnie klony. Klony mogą być rozmaite, te były tekstylno-obuwnicze.

Klon tekstylno-obuwniczy wygląda tak: spodnie rurki (dżinsowe albo dzianinowe, zwane również rajtuzami), baletki na jak najcieńszej podeszwie, najlepiej bardzo płytkie, koszulowa bluzka (tu dopuszczalne pewne odstępstwa na rzecz tunik/podkoszulek) oraz sięgająca talii skórzana kurtka.

Ostatnio taki wysyp klonów widziałam za czasów LO, kiedy modna była fryzura w stylu: z tyłu na żel, z przodu bokiem, czyli ni mniej, ni więcej, tylko nastroszona potylica z ulizaną, podpiętą spinką grzywką. Pamiętam, że stały w holu (moje LO miało hol, taki drewniany, fantastyczny...) cztery takie, jedna z drugą i stroszyły sobie włosy. Ostatnia była oczywiście poszkodowana ;-)

 Tak zupełnie szczerze – zbaraniałam dzisiaj. Już nawet nie dlatego, że nie uważam połączenia rurek z balerinkami za najszczęśliwsze (o ile nie masz nóg jak modelka), ale dlatego, że w kupie to wygląda tak... nudno? Dobra, nudno. A teraz pytanie – czy ten wysyp klonów to efekt zapatrzenia w lansowaną obecnie modę, czy brak szerszego asortymentu w sklepach? Wiecie – sieciówki. Nieważne, czy jestem w jednej galerii handlowej, czy w drugiej, wszystko jest takie samo. Rurki mają się dobrze, ja mam się gorzej, bo chciałabym sobie kupić inne gacie. Z innych to w kwiatki. Rurki. Nie lubię balerinek (mam grube łydki), a od obcasów bolą mnie nogi – to zawęża mój wybór do trzech modeli ortopedycznych kapcioszków, na których widok moja mama zaczyna chichotać.

Cały ten wstęp nie tylko z powodu rozpaczy, która mnie ogarnia na widok tej straszliwej nudy, ale również dlatego, że moda to nie tylko moda na przeklęte balerinki. To również moda na gadżety elektroniczne (ajfony wszelkiej maści, tablety), na określoną muzykę (zabijcie mnie – nie mam pojęcia, co jest teraz modne), określone zachowania (sport, kawka w sieciowej kawiarni), żarcie eko, protestowanie przeciwko żywności modyfikowanej genetycznie... I moda na książki.

Zauważyliście, że z książkami jest tak samo, jak ze spodniami? Gdy coś staje się modne, trudno nabyć coś innego. Kiedy na półkach królował Harry Potter, w księgarniach zaroiło się od nastoletnich czarodziejów. Gdy Edward podgryzał Bellę i rozjaśniał mroki nocy, zastępy ciemności (tfu!) powiększyły się tysiąckrotnie. Gdy zaczęło być głośno o Igrzyskach, zaroiło się wszędzie od postapo i innych cudów. Skoro wiadomo, że jest popyt na ciemne rurki, to będziemy robić ciemne rurki, bo istnieje ryzyko, że na dzwony nikt nie spojrzy. Bo, skoro rurki są wygodne i modne, to chcemy mieć siódmą parę!

Dobra, wiem, że demonizuję, że istnieją zarówno dzwony jak i książki, które nie wpisują się w najmodniejszy obecnie nurt, ale w natłoku tych najmodniejszych wcale nie jest łatwo je znaleźć. Klonowanie jest powszechne jak oddychanie i jest to pewien constans – przynajmniej tak mi się wydaje. No dobra – przyznajcie się: która z Was, drogich czytelniczek, ma na nogach rurki i balerinki?