Próba ognia

piątek, 22 sierpnia 2014

Wokół selfów i niedoselfów


Przyznaję, na temat self-publishingu oraz wydawania książek przy współfinansowaniu kosztów druku chciałam napisać od dawna. Ba, mam nawet szkic takiego wpisu. Początkowo był długi, potem wykastrowałam go ze wszelkich potencjalnie kontrowersyjnych opinii, skurczył się i zamienił w ogryzek. Bo temat jest kontrowersyjny.

Groot nie jest kontrowersyjny. Groot ma łagodzić obyczaje, a poza tym wiem, że lubicie Groota :P

Co jakiś czas przez FB przewala się dyskusja (albo minidyskusja) na temat walorów literackich książek, które autor wydał własnym sumptem, albo do wydania ich dopłacił. Ludzie dzielą się zazwyczaj na dwa obozy - jedno bronią prawa do pisania i wydawania tego, co nam się podoba, inni alarmują, że zalewa nas fala chłamu, a słowa "pisarz", "powieść", "książka" tracą swoje znaczenie. O ile nad selfami przechodzimy jakoś do porządku dziennego, o tyle na publikacjach współfinansowanych wykładamy się równo. To trochę tak, jakby banda ludzi w garniakach porzucała nagle pozory cywilizacji, chwytała pały i wskakiwała w błoto, by okładać się po łbach w obronie jedynie słusznego świato- i książkopoglądu.

O co chodzi z tym współfinansowaniem? Ano o to, że autor idzie do wydawcy (kilku na taką współpracę idzie, podejrzewam, że za moment będzie tego więcej)  i zawiera z nim umowę, w myśl której wydawca wyda jego książkę, a autor opłaci część kosztów druku. Albo cały koszt. No, coś tam opłaci. Kwota zazwyczaj opiewa na kilka tysięcy. Wydawca zobowiązany jest oczywiście zapewnić redakcję i korektę tekstu, skład, okładkę, druk, promocję. Norma. W czym problem? Dla niektórych w ogóle nie ma żadnego problemu (napisał, wydał, zapłacił, może mu się zwróci, a jak nie, jego problem), dla innych sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.

Ostatnio jeden z redaktorów piszących dla kilku poczytnych periodyków oznajmił, że książki wydanej przy współfinasowaniu do ręki nie weźmie. Bo nie. Po pierwsze dlatego, że nie wierzy w jej wartość literacką, po drugie dlatego, że nie ma zamiaru popierać procederu wydawania ze współfinansowaniem. Nie jestem za tym, żeby odrzucać jakikolwiek tekst przed lekturą, bo uważam to za krzywdzące dla autora. Ale nie będę również krytykować dziennikarza, który, być może, nażarł się już do wypęku nieświeżych kawałków i cierpi na pogłębiającą się niestrawność. Z jakiegoś powodu w jego oczach wydanie książki w taki, a nie inny sposób jest synonimem kiepskiej jakości. I to jest bardzo, bardzo niefajne.

Wydawcy otrzymują masę propozycji wydawniczych, z których większość, przepraszam za szczerość, ma wartość li i jedynie dla ich autorów. Wierzcie mi, tak po prostu jest - teksty źle napisane, nieprzemyślanie, zupełnie o niczym (z naszego punktu widzenia), pełne błędów rzeczowych i tak dalej. I choć rozumiemy, że ktoś poświęcił na pisanie potężny kawał życia, to... Sorry. Po prostu nie. Ale wśród propozycji są również rzeczy całkiem fajne, które również nie zostaną opublikowane. Bo nie do końca pasują do profilu (to w sumie taki dupochron, jak nie wiadomo, co napisać, można napisać, że nie pasuje do profilu), bo nie rokują sprzedażowo, bo nie mamy pojęcia, jak je wypromować, bo są zbyt ambitne <sic!>, bo eksperymentalne, bo nie kumamy... Szansą dla wszelkich odrzuconych autorów jest albo self, albo współfinansowanie (przy założeniu, że ktoś się na to współfinansowanie pokusi).

Wiele osób, myśląc o debiucie, wyobraża sobie sławę, chwałę, pieniądze, początek wielkiej kariery, mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, jak funkcjonuje rynek wydawniczy. I jak myślą recenzenci. Nie wiem, czy ktokolwiek wie, jak myślą recenzenci ;-) Odnoszę wrażenie, że w przypadku takiego współfinansowania autorowi zależy na tym, żeby jego książka wyszła drukiem i pojawiła się na półkach księgarń. Problem w tym, że sam druk książki niczego nie zapewnia. Większość drukarni oferuje druk cyfrowy niewielkich nakładów i nawet przeciętnie rozgarnięty dziesięciolatek znajdzie sobie wycenę online i wykona kalkulację. Jak pogrzebie nieco dłużej, znajdzie ofertę którejś z mniejszych drukarni, która wykona robotę za połowę ceny z kalkulacji. A jeśli trafi przypadkiem na tę drukarnię, która robiła nam prebooki "Morza Spokoju", to jakoś tych wydruków będzie bardzo zacna.

W czym więc rzecz? Ano nie w druku, nawet nie w ISBNie (który książka mieć musi). Rzecz w profesjonalnej redakcji (którą, swoją drogą, również można ogarnąć własnym sumptem - to znaczy popytać, namierzyć dobrego redaktora i go wynająć; to już wymaga sporo zacięcia), korekcie, składzie, a przede wszystkim - w dystrybucji i promocji. I tu pojawiają się dwie sprawy. Po pierwsze, czy da się dobrze dystrybuować i sprzedawać książkę, której pierwszy nakład to, dajmy na to, 500 egz.? Po drugie - jak promować książkę, skoro niektórzy nie zechcą jej nawet przeczytać dlatego, że wyszła w taki sposób, w jaki wyszła?

Nie piszę tego posta po to, by Was do czegoś namawiać, albo coś Wam odradzać, po prostu jestem ciekawa Waszych opinii na temat tego, stosunkowo nowego, zjawiska. Napisałam o redaktorze, który się zbiesił, ale wiem również o kimś, kto bardzo dobrze na takim współfinansowaniu wyszedł. Zadebiutować jest trudno, a mnie zastanawia, czy taki co-op ułatwia debiut, czy raczej go utrudnia.

Następnym razem będzie bardziej na temat naszych książek, a nie tak ogólnie, obiecuję :)

PS. Możecie sobie wygooglać temat - jest obszerny i generuje niezłe awantury.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Chcę być blogerę


Był tu kiedyś wpis w podobnym temacie, ale to było dawno i nieprawda ;-) Uznałam, że można byłoby odświeżyć temat, bo, jak wspomniałam w poprzednim poście, blogi się mnożą i konia z rzędem temu, kto nigdy nie myślał, jak byłoby cudownie mieć własne miejsce w sieci i współpracować z wydawcami. Przy okazji, nieco cichaczem, nadmienię, że Enty również posiadał kiedyś bloga (i tan blog nawet nadal wisi w sieci), ale Enty nie był i nie jest systematyczny, a poza tym pisał takie rzeczy, że żaden wydawca w życiu niczego by mu nie wysłał :) Byłam ostatnio świadkiem dyskusji na FB, z której wynikało niezbicie, że młodzi blogerzy z aspiracjami popełniają dokładnie te same błędy, które popełniali pięć lat temu. Ba! Odnoszę wrażenie, że im dalej w las, tym więcej szkła.

Jeśli ktoś ma bloga i dobrze sobie radzi, może z czystym sumieniem ten wpis olać :) Jeśli ktoś nie zamierza zakładać bloga, też. Jeśli ktoś planuje założyć bloga, ewentualnie założył i idzie mu kiepsko, może sobie poczytać. Nie musi. Nikt nic nie musi, a ja nie mam monopolu na mądrość.

1. Misiokuleczka98 z bloga misiokuleczka98.mambloga.com wyrusza na podbój wszechświata.

Jak to szło? Twój argument jest inwalidą? Po pierwsze, drugie i trzecie primo, jeśli zakładasz bloga, zrezygnuj ze słitaśnej nazwy i równie słitaśnej ksywki. Chyba, że zamierzasz zająć się recenzjami błyszczyków made in China (tych najtańszych), ale a takim razie co tutaj robisz? Nie zaszkodzi, jeśli nazwa bloga jest oryginalna i łatwa do zapamiętania, ale bez przegięć i różu, ok? Jeśli zakładasz bloga i planujesz kontaktować się z firmami, miej dla nich i dla siebie litość :)

2. Lubię ciapki, kropki, kotki i tęcze.

Layout! Pamiętam, że kiedyś, kilka lat temu, wplątałam się w awanturę z jedną z blogerek, a poszło właśnie o layout jej strony. Pamiętajcie, że blog musi być czytelny. Ciemne na jasnym. Jasne na ciemnym (choć to pierwsze lepsze). Ciapki w tle niekoniecznie, wściekle kolorowe i ruchliwe bannery niekoniecznie, szał ciał i wodotryski niekoniecznie. Jeśli dobrze pamiętam, w tej awanturze zamierzchłej chodziło o to, że tekst był mało widoczny na półprzezroczystej apli, spod której wyzierało jakieś wzorzyste tło. Oberwało mi się za zwracanie uwagi i wtykanie nosa w czyjeś autorskie dzieło... Otóż, kochani, nieważne, jak autorskie nie byłoby takie dzieło, funkcjonuje ono w pewnej przestrzeni i podlega ocenie :) Nikt nikomu nie broni mieć na blogu tła w deseń szmaty do podłogi i pulsujących przyjemnym różem napisów, ale też nikt nie ma obowiązku na taką stronę wchodzić albo ze stroną taką współpracować :)

3. Mam bloga od wczoraj, jestem super i teraz chcę książki do recenzji.

Złota zasada - blog, który ma mniej niż trzy miesiące, trzyma dziób na kłódkę. Zawsze podejrzliwie patrzyłam na blogerów, którzy przysyłają ofertę współpracy, mając na koncie 3 recenzje książek. Po pierwsze - wydawcy się to nie opłaca (o tym za moment). Po drugie - taki bloger nie jest wiarygodny. No wiecie, a co, jeśli zgarnie kupkę książek i zniknie, by sprzedać je na Alledrogo? Jeśli więc chcesz mieć bloga i otrzymywać książki, poświęć najpierw kilka chwil na napisanie kilku recenzji tekstów, które czytałeś/aś. Biblioteki istnieją. Serio :)

4. Towarzystwa wzajemnej adoracji.    

Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze żyję po tym, jak wyrzygałam się (przepraszam) na temat blogerów ogólnie i TWA szczególnie. Moje intelektualno-emocjonalne wymioty niczego jednak nie zmienią - blog nie może być samotnym białym żaglem na bezkresnym oceanie. Łopatologicznie - dopilnuj, żeby Cię czytali. O istnieniu bloga poinformuj znajomych i rodzinę (uhaha, może ktoś zlinkuje na FB?), wymień się linkami z innymi blogerami, zapisz się do grup dyskusyjnych (choćby i na FB), generalnie pokaż, co tam masz :)

5. Bloger i wydawca.

Okej, gdyby ktoś nie załapał - to jest transakcja wiązana :) Wydawca wysyła książki, spodziewając się szczerej recenzji (jeśli ktoś nie chce szczerej, dajcie sobie spokój; kiedyś będzie Wam wstyd, że się sprzedaliście), wy zobowiązujecie się taką recenzję dostarczyć. Waszą korzyścią jest w tym wypadku książka (albo książki, gdy idzie o konkurs), względnie inne świadczenie (?), korzyścią wydawcy recenzja, która dotrze do określonej (z grubsza) liczby czytelników. I właśnie dlatego te layouty, wiarygodność i tak dalej. Sad but true, wydawca nie ma interesu w wysyłaniu książek do autora bloga, którego nikt nie czyta. A blogów, które mają tydzień, nikt nie czyta.

6. Najczęstsze wtopy :) I nie, żebym kogoś szkalowała. Nieomylnych ludzi nie ma :)

WTOPA PIERWSZA

Dzień dobry, jestem misiokuleczka i kocham Państwa książki i bardzo bym chciała je recenzować. Mam bloga, bla, bla, bla i czytać zaczęłam dzięki wydawanym przez Państwa książkom i w ogóle są Państwo najlepsi i najcudowniejsi.
Wysłane do: wielu wydawców.
Czy muszę pisać coś więcej?
Wolno Wam kadzić do granic mdłości, ale róbcie to z głową. Poza tym, znajdowanie własnego nazwiska na wielkiej liście nazwisk, którą to listę przeczyta każdy z adresatów, jest... irytujące. Jeśli zaliczysz taką wtopę, najlepiej zamknij bloga i zacznij raz jeszcze ;-)


 


WTOPA DRUGA

Ortografia wrogiem moim jest i walczyć z nią będę. Okej, każdemu się zdarza, ale skoro piszecie już z prośbą o współpracę, puśćcie to chociaż przez Worda, ok? :) Bo morze się nie udać...

WTOPA TRZECIA

True story:
Bloger: Dzień dobry, jestem blogerem, chciałbym nawiązać współpracę, bla, bla, bla.
Enty: Zajrzałam na Pana stronę i recenzuje Pan dość poważne książki. O, i nawet klasykę SF w postaci Dicka.  Czy jest Pan pewien, że Pana blog to miejsce dla Delaneya? Czy jest Pan na to gotów?
Bloger: Nie wiem, co Pani mówi, nie interesuje mnie żaden Delaney, kto to w ogóle jest, proszę mnie nie obrażać.
Enty: ??? Ale... Ale... Ale Delaney jest jednym z naszych autorów. Napisał Pan do nas z prośbą o współpracę, więc chyba powinien się Pan orientować...
Bloger: Jeśli Pani się wydaje, że znam jakieś małe wydawnictwo w stylu Zielona Sowa <sic!> i cały jego repertuar, to chyba coś się Pani poplątało!
Enty: Nie jestem z ZS, jestem z Jaguara.
Bloger: A co mnie to obchodzi, czy jest Pani z ZS, czy z jakiegoś Jaguara...
Enty:...

Enty do dzisiaj nie łapie, o co chodziło. Wtedy. Bo generalnie chodzi o to - pamiętaj, z kim akurat rozmawiasz ;-)

Okej, na razie to chyba tyle :) Co jeszcze, Waszym zdaniem, powinnam dodać? :)
Lista z zasadami współpracy pojawi się na dniach. PDF się poprawia :)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Dzień gniewu i pomsty Pięknej



Dzień gniewu i pomsty Pięknej

Chwilę to zajęło (miało zająć krótszą), ale nadszedł wreszcie ten moment, w którym... Dobra, bez zadęcia. Jak jest z blogami, wiadomo - mnożą się. Mnożą się w zastraszającym tempie, a wśród nich prym wiodą blogi szafiarek (dalej nie łapię fenomenu), blogi lajfstajlowe (niektóre szafiarki powoli się przebranżawiają) oraz, rzecz oczywista, blogi z recenzjami.

Piękna, która przejęła po mnie biurko, czarną szafkę, numer telefonu i stado obowiązków, dostaje całą masę maili. A kiedy piszę "całą masę", mam na myśli "masę", a nie trzy wiadomości dziennie. Tak się po prostu nie da. Ostatnio skrzynka zapchała się kompletnie, trzeba ją było powiększyć. Cieszymy się niezmiernie, że kochacie Jaguara i chcecie nas czytać i recenzować, ale jesteście jak morena czołowa sunąca z gracją przez nasze zasoby sił i artykułów pierwszego pożądania. Szanujemy tę morenę, uwielbiamy ją, ale ona nas dusi, aż nam oczka z orbit wychodzą.

Co z tym zrobić? Ano powstała lista stałych współpracowników, którzy się takimi stali z różnych powodów. Niektórzy mają swą historię (sięgającą czasów sprzed szalonej popularności blogosfery), niektórzy czymś się zasłużyli, inni... Nieważne. W każdym razie powstała lista i jest to lista obszerna, długa jak ogonek do Lidla, gdy rzucają tam brzydkie gumowe buty. Nie mamy złudzeń, że ktoś nas za moment znienawidzi, ale to jak być, albo nie być :)

Zanim umieszczę tę listę (wiem, że i tak olewacie moje wypociny, bo najważniejsze jest to, czy ktoś na tej liście jest, czy go nie ma), chciałam również ogłosić parafialnie kilka rzeczy.

1. Nie wysyłamy rzeczy prastarych, takich, które pokryły się już kurzem i których nie sposób znaleźć w księgarniach. Wolimy wysyłać nowości oraz książki ostatnie. Wiadomo - chcielibyśmy zachęcić ludzi do ich zakupienia :) Więc nie proście Pięknej o "Córkę laguny", "Primaverę" i "Wojnę czarownic", ok?

2. Biorąc od nas książki, zobowiązujecie się do napisania szczerej, rzetelnej recenzji. Nigdy nie wymagaliśmy, nie wymagamy i nie będziemy od Was wymagać, żebyście pisali słodką nieprawdę. Pamiętajcie tylko o złotej zasadzie: chwalić można ogólnie, krytykować szczegółowo (inaczej ktoś może Wam zarzucić, że macie zły humor, poza tym argument, że coś jest złe, bo jest złe nikogo do niczego nie przekona ;-)). Wiadomo, w książkach zdarzają się literówki (a nawet, o zgrozo!, ortografy) - będzie nam miło, jeśli, jeśli coś takiego wyłapiecie, napiszecie do nas maila z informacją. Nasza w tym głowa, żeby w kolejnym wydaniu babola nie było :) Z całych sił staramy się nie przepuszczać tego typu syfków, ale skoro świetnemu tłumaczowi i redaktorowi wymknął się "pobliski strumyk nieopodal"... Wszyscyśmy tylko ludźmi.

3. Linki do recenzji książek wrzucajcie, proszę, na fanpage Jaguara - wtedy nam nie giną, a Wroni Admin pracowicie je podpina :)

4. Osoby z listy stałych blogerów są proszone o wysyłanie maili bezpośrednio do Pięknej, na adres: agnieszka[at]wydawnictwo-jaguar.pl; osoby zainteresowane jednostrzałówkami prosimy pisać na adres blogi[at]wydawnictwo-jaguar.pl Tak, skrzynka się odetkała :) A spryciarzy, którzy mają nadzieję, że jak napiszę bezpośrednio do Pięknej, to ona się nad nimi zlituje, informuję, że Piękna nie zna litości i mogłaby zawstydzić samego Voldemorta. Życie ją tego nauczyło!

5. Tak, dobrze czytacie, są jednostrzałówki. Na takich samych zasadach, jak wcześniej ;-)

No dobra, to jedziemy z tym koksem i, błagam, bez jakiegoś strasznego weltschmerzu, ok?




Lista blogów, z których autorami prowadzimy stałą współpracę :)

EDIT: Na zamieszczonej poprzednio liście omyłkowo znalazły się również adresy blogów, z których autorami CHCIELIBYŚMY nawiązać współpracę. Autorów, którzy znaleźli swoje nazwiska na liście i przeżyli zaskoczenie tygodnia, chcielibyśmy gorąco przeprosić za zaistniałą sytuację i zapewnić, że dołożymy wszelkich starań, by się nie powtórzyła! *

http://niesamapraca.blog.pl/
http://heaven-for-readers.blogspot.com/
http://mkczytuje.blogspot.com/
https://www.zakurzonapolka.pl
https://www.facebook.com/Koominek
http://www.pannazuzanna.com/
https://www.ksiazkowka.pl
http://www.agaczyta.blox.pl
https://takijestswiat.blogspot.com
http://tu-czytam.blogspot.com/
https://www.spetana-przez-ksiazki.blogspot.com

http://fantasy-bestiarium.blogspot.com
http://zaginionyalmanach.blogspot.com
http://okiem-na-horror.blogspot.com/
http://www.zbrodniczesiostrzyczki.pl/
http://www.zbrodniawbibliotece.pl/
http://prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com/
http://miastoksiazek.blox.pl/html
http://www.szczecinczyta.blogspot.com/
http://ksiazki-bo-kocham-czytac.blogspot.com/
http://czytadlatetiisheri.blogspot.com/
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/
http://niebianskie-pioro.blogspot.com/
http://ksiazki-patiopei.blogspot.com/"
https://www.czytajmyksiazki.blogspot.com 
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
https://morejulie.blogspot.com
http://slowaduzeimale.blogspot.com
http://naszerecenzje.wordpress.com/
http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/
http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com
https://www.books-silence.blogspot.com
http://recenzje-panny-indyviduum.blogspot.com
http://betterversionofthetruth.blogspot.com
http://miastomgly.blogspot.com/
https://poprostuksiazki.eu
http://bucherwelt.blogspot.com/
ttp://zlodziejka-ksiazek.blogspot.com/]
http://ksiazkoholiczka-nadeine.blogspot.com/
http://kamykowa-czytelnia.blogspot.com/
https://Blask książek http://blask-ksiazek.blogspot.com/

https://www.bazgroly.net
https://www.recenzje-leny.blogspot.com
https://www.przychylnym-okiem.blog.onet.pl
http://alone-with-books.blogspot.com

http://www.szczecinczyta.blogspot.com/
https://DZIECIO-mamia.com,CZYTAJKI.blogspot.com
http://www.czytamyigramy.pl/
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com
http://asymaka.blogspot.com/
http://www.juliaorzech.blogspot.com/
http://nieparyz.blogspot.com/

W idealnym świecie dalibyśmy radę uszczęśliwić wszystkich, ale to nie jest idealny świat, nie? 

* Okazało się, że GIF nawet pasował do sytuacji. Miało być tak pięknie, a wyszło... ;-)